Usiedliśmy przy stoliku i zagłębiliśmy się w lekturze menu. Po chwili dostaliśmy przekąskę, z jaką w żadnym lokalu jeszcze się nie spotkaliśmy - pociętą w słupki marchewkę. I ta marchewka miała smak prawdziwej marchewki, co w naszym zmodyfikowanym genetycznie, wypranym ze wszystkich smaków jedzeniu stanowi nie lada rzadkość. Chrupiąc marchewkę jak króliczki wybraliśmy potrawy: zapiekaną rybę i kaczkę z buraczkami.
Zapiekana ryba |
Kaczka z buraczkami |
Tiramisu - prawdziwe, a nie tylko z nazwy |
Podane zostało w szklanej miseczce. Wyglądało smakowicie. Ale ten smak!!! Niech tiramisu tego Włocha schowa się ze wstydu. Dobrze że łyżeczki są tępe, bo moglibyśmy sobie z mężem krzywdę zrobić podczas walki o każdy kęs :). A drugiej porcji już byśmy chyba nie zmieścili, bo głównym daniem byliśmy nasyceni. Tak, to jest najbardziej odpowiednie określenie, nasyceni. W wielu restauracjach czy karczmach podają duże porcje i człowiek wychodzi z nich obżarty, ciężki. A tu porcje w sam raz, człowiek się nasyca jedzeniem, wychodzi lekki i pełen energii. Do kawiarni poszliśmy już tylko na herbatę :).
W ciągu tych paru majowych dni spędzonych w Ustce gościliśmy w Molo Cafe wielokrotnie. Za każdym razem zamawialiśmy inne potrawy i z zaciekawieniem czekaliśmy, czym nas tym razem szef kuchni zaskoczy.
Grillowana karkówka marynowana w ziołach prowansalskich na grzance z balsamiczną marmoladą z cebuli, sos tzatzyki, sałaty z vinaigrette, domowe frytki (opis zaczerpnięty z menu Molo Cafe) |
A kto tworzy te wspaniałości? Jest nim Rafał Niewiarowski, szef kuchni. W każdym kęsie czuje się, że gotowanie jest jego pasją. Potwierdziła to kelnerka, która w rozmowie z nami powiedziała, że menu jest gruntownie zmieniane co jakiś czas, bo szef kuchni nie jest w stanie przez cały czas przygotowywać tego samego. Doskonale go rozumiem, ja też nie potrafię zamknąć się w jednym stylu.
A więc żeby jak najmniej stracić z jego twórczości, jadę w tym roku na wakacje do Ustki. Do zobaczenia w Molo Cafe. I jak tu gubić zbędne kilogramy?
Ale apetyczne! Idę chyba spać, bo zgłodniałam od patrzenia :)
OdpowiedzUsuńPieknie podane pychotki tylko sobie smaku narobilam przed snem,Milo,ze mieliscie cudowny czas dla oka i podniebieia.Bardzo ladne fotki,pozdrawiam serdecznie i dzieki ze sie podzielilas swoim dniem
OdpowiedzUsuńOch, jak smakowicie opisałaś te wizyty w MOLO CAFE! Zazdroszczę Ci tych rozkoszy podniebienia! Marzę o takich doznaniach, ale wciąż jeszcze muszę...tylko o nich pomarzyć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jagodzianka.
wszystko pieknie podane, super lokal
OdpowiedzUsuńW tym roku będę spędzła wakacje w okolicach Ustki...po takiej reklamie zapewne zajrzę do Molo Cafe...Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPiękne,klimatyczne miejsce.Bardzo podobają mi się niektóre pomysły aranżancji wnętrza.Fajnie Małgoś opisałaś Wasze wrażenia i smaki.Też chciałabym odwiedzić to miejsce.Dziękuję i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa też jestem zafascynowana Molo Cafe. Rzeczywiście R. Niewiarowski jest misrzem kulinarnym, a jego autorsk kuchnia i umiejętności godne uwagi i naśladownictwa. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI jeszcze u mnie na blogu polędwica inspirowana daniem z Molo Cafe, zapraszam Kasia
OdpowiedzUsuń